- Kategorie:
- >50 km.3
- bieg.1
- bojowo.5
- ja i natura.19
- po mieście.49
- po okolicy.38
- wyjazdowo.4
- z M..8
Zaliczone!
Czwartek, 22 marca 2012 | dodano: 22.03.2012Kategoria po okolicy, >50 km
W sobotę powzięłam pewien plan. Plan ten był wynikiem wybitnie emocjonalnego i czysto osobistego podejścia do pewnej sprawy (i tu niech będę tajemnicza ;)). Nakręcałam się wprawdzie już od dłuższego czasu, ale wszystko miało przyjść powoli, a nie "na hurra" i kompletnie bez przygotowania.
W tym miejscu należałoby udusić woytka71, gdyż zasiał ziarnko, którego plony zebrałam dziś, a najpewniej zbierać będę jeszcze przez kilka kolejnych dni bólu ogólnoustrojowego... ;) A poważnie, to bardzo mu dziękuję za rzucone wyzwanie i informuję, że gdyby przyszło kiedyś się spotkać na szlaku rowerowym, to stawiam kawę/herbatę/piwo czy cokolwiek tam pija ;)
Niestety należę do ludzi, którzy lubią realizować misje zupełnie (dla siebie) nierealne i póki takimi są, to ciekawią i nie dają spokoju... Więc w sobotę po południu stwierdziłam, że objadę to Miedwie. I nie w maju, tylko w przyszłym tygodniu, a co więcej zrobię to sama.
Rano wstałam z lekkim wahaniem, ale z twardo wytyczonym celem. Do standardowego wyposażenia na wyprawy (coś do picia, telefon, pieniądze na bilet ;)) dodałam jeszcze Nurofen-żel - ot tak, by zabezpieczyć powrót. Unikam generalnie dochodzenia do celu po trupach, ale tym razem zaryzykowałam, bo tu trup mógł być tylko mój własny :D A że trasa ta to w dużej mierze wsie, to stwierdziłam, że ktoś na furmance mnie najwyżej do Stargardu odwiezie... w całości... czy w częściach ;)
Obawiałam się dwóch rzeczy:
- bólu rąk (nie nóg i nie pupy, a łokci i nadgarstków, bo to zwykle odczuwam),
- złapania kapcia na trasie, czy innego nieprzewidzianego zdarzenia, bo przecież jadę sama, nie mam łatek, nie wożę pompki i nie mam nic prócz kilku kluczy rowerowych.
Na szczęście nic takiego się nie stało, choć coś w rowerze piszczy (co?), ale od "nowości" nigdy nigdzie na przeglądzie nie był, może to już ten czas żeby go gdzieś zawieźć?
Coś, co nie sądziłam, że się przede mną ukaże w pełnej krasie - na fotce w oddali jawi się drugi koniec Miedwia :))

Jechało się fajnie i spokojnie. Trasa w większości pokrywała się z trasą Maratonu MTB, a trochę z trasą z Mapy Rowerowej Powiatu Stargardzkiego (z edycji Głosu Szczecińskiego), którą znalazłam w archiwach domowych kilka dni temu. Nieco niewygodnych płyt "yomb", sporo paskudnej dziurawej wiejskiej nawierzchni, sporo wiejskich robót drogowych, gdzie odcinkami zupełnie nie ma nawierzchni :)), ale ogólnie dało się przejechać. Za Dębiną zabłądziłam, wyszło kilka dodatkowych kilometrów i tam zrobiłam sobie półgodzinny odpoczynek na herbatkę z termosa i bliższe przyjrzenie się mapie. Natomiast za Kołbaczem miałam kryzys, bo męczyły mnie już powoli górki, które dla innych może górkami nie są, ale dla mnie nie kwalifikują się jako teren płaski :) Od Bielkowa było już znajomo i swojsko i prosto do domku...
Pogoda piękna, słoneczko świeciło, cieplutko - ot wyzwanie z okazji rozpoczętej wiosny za mną. Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)

Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W tym miejscu należałoby udusić woytka71, gdyż zasiał ziarnko, którego plony zebrałam dziś, a najpewniej zbierać będę jeszcze przez kilka kolejnych dni bólu ogólnoustrojowego... ;) A poważnie, to bardzo mu dziękuję za rzucone wyzwanie i informuję, że gdyby przyszło kiedyś się spotkać na szlaku rowerowym, to stawiam kawę/herbatę/piwo czy cokolwiek tam pija ;)
Niestety należę do ludzi, którzy lubią realizować misje zupełnie (dla siebie) nierealne i póki takimi są, to ciekawią i nie dają spokoju... Więc w sobotę po południu stwierdziłam, że objadę to Miedwie. I nie w maju, tylko w przyszłym tygodniu, a co więcej zrobię to sama.
Rano wstałam z lekkim wahaniem, ale z twardo wytyczonym celem. Do standardowego wyposażenia na wyprawy (coś do picia, telefon, pieniądze na bilet ;)) dodałam jeszcze Nurofen-żel - ot tak, by zabezpieczyć powrót. Unikam generalnie dochodzenia do celu po trupach, ale tym razem zaryzykowałam, bo tu trup mógł być tylko mój własny :D A że trasa ta to w dużej mierze wsie, to stwierdziłam, że ktoś na furmance mnie najwyżej do Stargardu odwiezie... w całości... czy w częściach ;)
Obawiałam się dwóch rzeczy:
- bólu rąk (nie nóg i nie pupy, a łokci i nadgarstków, bo to zwykle odczuwam),
- złapania kapcia na trasie, czy innego nieprzewidzianego zdarzenia, bo przecież jadę sama, nie mam łatek, nie wożę pompki i nie mam nic prócz kilku kluczy rowerowych.
Na szczęście nic takiego się nie stało, choć coś w rowerze piszczy (co?), ale od "nowości" nigdy nigdzie na przeglądzie nie był, może to już ten czas żeby go gdzieś zawieźć?
Coś, co nie sądziłam, że się przede mną ukaże w pełnej krasie - na fotce w oddali jawi się drugi koniec Miedwia :))

Gdzieś między Wierzbnem a miejscowością Grędziec.© kiwi1000
Jechało się fajnie i spokojnie. Trasa w większości pokrywała się z trasą Maratonu MTB, a trochę z trasą z Mapy Rowerowej Powiatu Stargardzkiego (z edycji Głosu Szczecińskiego), którą znalazłam w archiwach domowych kilka dni temu. Nieco niewygodnych płyt "yomb", sporo paskudnej dziurawej wiejskiej nawierzchni, sporo wiejskich robót drogowych, gdzie odcinkami zupełnie nie ma nawierzchni :)), ale ogólnie dało się przejechać. Za Dębiną zabłądziłam, wyszło kilka dodatkowych kilometrów i tam zrobiłam sobie półgodzinny odpoczynek na herbatkę z termosa i bliższe przyjrzenie się mapie. Natomiast za Kołbaczem miałam kryzys, bo męczyły mnie już powoli górki, które dla innych może górkami nie są, ale dla mnie nie kwalifikują się jako teren płaski :) Od Bielkowa było już znajomo i swojsko i prosto do domku...
Pogoda piękna, słoneczko świeciło, cieplutko - ot wyzwanie z okazji rozpoczętej wiosny za mną. Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)

Pod domem wskazało życiowy rekord - jak na razie ;>© kiwi1000
Rower:Debex/Flashbike Jaguar
Dane wycieczki:
76.02 km (6.20 km teren), czas: 04:50 h, avg:15.73 km/h,
prędkość maks: 32.70 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Ałła, cholera, spadłem z krzesła.
Co tu się dzieje ?
To ja trenuje tygodniami i jeszcze takiego dystansu nie zrobiłem w tym roku a tu taki mały słodko-kwaśny owocek taki numer odwala?
Co jest grane?
I to jak powiedziałaś : "Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)"
To co będzie dale?
Kiwi dookoła Polski?
siwobrody - 21:35 czwartek, 22 marca 2012 | linkuj
Komentuj
Co tu się dzieje ?
To ja trenuje tygodniami i jeszcze takiego dystansu nie zrobiłem w tym roku a tu taki mały słodko-kwaśny owocek taki numer odwala?
Co jest grane?
I to jak powiedziałaś : "Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)"
To co będzie dale?
Kiwi dookoła Polski?
siwobrody - 21:35 czwartek, 22 marca 2012 | linkuj