- Kategorie:
- >50 km.3
- bieg.1
- bojowo.5
- ja i natura.19
- po mieście.49
- po okolicy.38
- wyjazdowo.4
- z M..8
Wpisy archiwalne w kategorii
>50 km
Dystans całkowity: | 204.81 km (w terenie 26.20 km; 12.79%) |
Czas w ruchu: | 12:55 |
Średnia prędkość: | 15.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 33.20 km/h |
Suma kalorii: | 1630 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 68.27 km i 4h 18m |
Więcej statystyk |
Szczecin
Piątek, 29 sierpnia 2014 | dodano: 29.08.2014Kategoria >50 km, po mieście, po okolicy, wyjazdowo, z M.
Rano jak wstałam to miałam mieszane uczucia co do tej wycieczki, bo już drugi dzień plecy dają mi się we znaki i jak tu jeszcze spokojnie siedzieć na siodełku i podskakiwać na wertepach? No ale umówiłam się już ponad tydzień temu z przyjacielem, że jedziemy dziś z naszym wspólnym kolegą na Szczecin i oczywiście nie chciałam się wycofać jak jakiś mięczak ;)
Wzięliśmy oboje wolne w pracy, pogoda zapowiadała się całkiem znośnie (choć rano było pieruńsko zimno...), więc wyruszyliśmy. A na miejscu spotkania z kumplem, który miał być naszym przewodnikiem - i pokazać nam jak na przyszłość bezpiecznie i przyjemnie jeździć do Szczecina - pojawił się jeszcze jeden kumpel i tak w czwórkę pojechaliśmy sobie do Outlet Parku na kawkę i pogaduchy.
A w drodze powrotnej rzuciłam hasło "lotnisko Kluczewo" i popedałowaliśmy jeszcze na moment popatrzeć jak tam przygotowania do zlotu pojazdów militarnych, który będziemy obserwować z bliska jutro i w niedzielę :)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wzięliśmy oboje wolne w pracy, pogoda zapowiadała się całkiem znośnie (choć rano było pieruńsko zimno...), więc wyruszyliśmy. A na miejscu spotkania z kumplem, który miał być naszym przewodnikiem - i pokazać nam jak na przyszłość bezpiecznie i przyjemnie jeździć do Szczecina - pojawił się jeszcze jeden kumpel i tak w czwórkę pojechaliśmy sobie do Outlet Parku na kawkę i pogaduchy.
A w drodze powrotnej rzuciłam hasło "lotnisko Kluczewo" i popedałowaliśmy jeszcze na moment popatrzeć jak tam przygotowania do zlotu pojazdów militarnych, który będziemy obserwować z bliska jutro i w niedzielę :)
Rower:Kross Trans Atlantic
Dane wycieczki:
77.19 km (12.00 km teren), czas: 04:55 h, avg:15.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
pięćdziesiątka
Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano: 20.07.2014Kategoria >50 km, po mieście, po okolicy
Jeździć miałam wczoraj, ale że nie jeżdżę sama, to muszę się czasem liczyć z tym, że komuś plany się zmienią. Skoro więc wczoraj chłopaków zatrzymały inne sprawy, to dziś nastawiłam się, że w końcu ruszę się gdzieś dalej, bo znowu zacznie się roboczy tydzień i będzie dupa blada z czegokolwiek... Więc stwierdziłam, że nawet ciemną nocą, ale pojedziemy ;)
Wprawdzie trochę gorąco było i ja jednak wolałabym znowu ruszyć na Wierzchląd i poleżeć na ulubionej kładce, ale słowo się rzekło i trzeba było spinać wagony i nadążać za chłopakami :) Trasa i szczegóły poniżej.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1630 (kcal)
Wprawdzie trochę gorąco było i ja jednak wolałabym znowu ruszyć na Wierzchląd i poleżeć na ulubionej kładce, ale słowo się rzekło i trzeba było spinać wagony i nadążać za chłopakami :) Trasa i szczegóły poniżej.
Rower:Kross Trans Atlantic
Dane wycieczki:
51.60 km (8.00 km teren), czas: 03:10 h, avg:16.29 km/h,
prędkość maks: 33.20 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1630 (kcal)
Zaliczone!
Czwartek, 22 marca 2012 | dodano: 22.03.2012Kategoria po okolicy, >50 km
W sobotę powzięłam pewien plan. Plan ten był wynikiem wybitnie emocjonalnego i czysto osobistego podejścia do pewnej sprawy (i tu niech będę tajemnicza ;)). Nakręcałam się wprawdzie już od dłuższego czasu, ale wszystko miało przyjść powoli, a nie "na hurra" i kompletnie bez przygotowania.
W tym miejscu należałoby udusić woytka71, gdyż zasiał ziarnko, którego plony zebrałam dziś, a najpewniej zbierać będę jeszcze przez kilka kolejnych dni bólu ogólnoustrojowego... ;) A poważnie, to bardzo mu dziękuję za rzucone wyzwanie i informuję, że gdyby przyszło kiedyś się spotkać na szlaku rowerowym, to stawiam kawę/herbatę/piwo czy cokolwiek tam pija ;)
Niestety należę do ludzi, którzy lubią realizować misje zupełnie (dla siebie) nierealne i póki takimi są, to ciekawią i nie dają spokoju... Więc w sobotę po południu stwierdziłam, że objadę to Miedwie. I nie w maju, tylko w przyszłym tygodniu, a co więcej zrobię to sama.
Rano wstałam z lekkim wahaniem, ale z twardo wytyczonym celem. Do standardowego wyposażenia na wyprawy (coś do picia, telefon, pieniądze na bilet ;)) dodałam jeszcze Nurofen-żel - ot tak, by zabezpieczyć powrót. Unikam generalnie dochodzenia do celu po trupach, ale tym razem zaryzykowałam, bo tu trup mógł być tylko mój własny :D A że trasa ta to w dużej mierze wsie, to stwierdziłam, że ktoś na furmance mnie najwyżej do Stargardu odwiezie... w całości... czy w częściach ;)
Obawiałam się dwóch rzeczy:
- bólu rąk (nie nóg i nie pupy, a łokci i nadgarstków, bo to zwykle odczuwam),
- złapania kapcia na trasie, czy innego nieprzewidzianego zdarzenia, bo przecież jadę sama, nie mam łatek, nie wożę pompki i nie mam nic prócz kilku kluczy rowerowych.
Na szczęście nic takiego się nie stało, choć coś w rowerze piszczy (co?), ale od "nowości" nigdy nigdzie na przeglądzie nie był, może to już ten czas żeby go gdzieś zawieźć?
Coś, co nie sądziłam, że się przede mną ukaże w pełnej krasie - na fotce w oddali jawi się drugi koniec Miedwia :))

Jechało się fajnie i spokojnie. Trasa w większości pokrywała się z trasą Maratonu MTB, a trochę z trasą z Mapy Rowerowej Powiatu Stargardzkiego (z edycji Głosu Szczecińskiego), którą znalazłam w archiwach domowych kilka dni temu. Nieco niewygodnych płyt "yomb", sporo paskudnej dziurawej wiejskiej nawierzchni, sporo wiejskich robót drogowych, gdzie odcinkami zupełnie nie ma nawierzchni :)), ale ogólnie dało się przejechać. Za Dębiną zabłądziłam, wyszło kilka dodatkowych kilometrów i tam zrobiłam sobie półgodzinny odpoczynek na herbatkę z termosa i bliższe przyjrzenie się mapie. Natomiast za Kołbaczem miałam kryzys, bo męczyły mnie już powoli górki, które dla innych może górkami nie są, ale dla mnie nie kwalifikują się jako teren płaski :) Od Bielkowa było już znajomo i swojsko i prosto do domku...
Pogoda piękna, słoneczko świeciło, cieplutko - ot wyzwanie z okazji rozpoczętej wiosny za mną. Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)

Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W tym miejscu należałoby udusić woytka71, gdyż zasiał ziarnko, którego plony zebrałam dziś, a najpewniej zbierać będę jeszcze przez kilka kolejnych dni bólu ogólnoustrojowego... ;) A poważnie, to bardzo mu dziękuję za rzucone wyzwanie i informuję, że gdyby przyszło kiedyś się spotkać na szlaku rowerowym, to stawiam kawę/herbatę/piwo czy cokolwiek tam pija ;)
Niestety należę do ludzi, którzy lubią realizować misje zupełnie (dla siebie) nierealne i póki takimi są, to ciekawią i nie dają spokoju... Więc w sobotę po południu stwierdziłam, że objadę to Miedwie. I nie w maju, tylko w przyszłym tygodniu, a co więcej zrobię to sama.
Rano wstałam z lekkim wahaniem, ale z twardo wytyczonym celem. Do standardowego wyposażenia na wyprawy (coś do picia, telefon, pieniądze na bilet ;)) dodałam jeszcze Nurofen-żel - ot tak, by zabezpieczyć powrót. Unikam generalnie dochodzenia do celu po trupach, ale tym razem zaryzykowałam, bo tu trup mógł być tylko mój własny :D A że trasa ta to w dużej mierze wsie, to stwierdziłam, że ktoś na furmance mnie najwyżej do Stargardu odwiezie... w całości... czy w częściach ;)
Obawiałam się dwóch rzeczy:
- bólu rąk (nie nóg i nie pupy, a łokci i nadgarstków, bo to zwykle odczuwam),
- złapania kapcia na trasie, czy innego nieprzewidzianego zdarzenia, bo przecież jadę sama, nie mam łatek, nie wożę pompki i nie mam nic prócz kilku kluczy rowerowych.
Na szczęście nic takiego się nie stało, choć coś w rowerze piszczy (co?), ale od "nowości" nigdy nigdzie na przeglądzie nie był, może to już ten czas żeby go gdzieś zawieźć?
Coś, co nie sądziłam, że się przede mną ukaże w pełnej krasie - na fotce w oddali jawi się drugi koniec Miedwia :))

Gdzieś między Wierzbnem a miejscowością Grędziec.© kiwi1000
Jechało się fajnie i spokojnie. Trasa w większości pokrywała się z trasą Maratonu MTB, a trochę z trasą z Mapy Rowerowej Powiatu Stargardzkiego (z edycji Głosu Szczecińskiego), którą znalazłam w archiwach domowych kilka dni temu. Nieco niewygodnych płyt "yomb", sporo paskudnej dziurawej wiejskiej nawierzchni, sporo wiejskich robót drogowych, gdzie odcinkami zupełnie nie ma nawierzchni :)), ale ogólnie dało się przejechać. Za Dębiną zabłądziłam, wyszło kilka dodatkowych kilometrów i tam zrobiłam sobie półgodzinny odpoczynek na herbatkę z termosa i bliższe przyjrzenie się mapie. Natomiast za Kołbaczem miałam kryzys, bo męczyły mnie już powoli górki, które dla innych może górkami nie są, ale dla mnie nie kwalifikują się jako teren płaski :) Od Bielkowa było już znajomo i swojsko i prosto do domku...
Pogoda piękna, słoneczko świeciło, cieplutko - ot wyzwanie z okazji rozpoczętej wiosny za mną. Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)

Pod domem wskazało życiowy rekord - jak na razie ;>© kiwi1000
Rower:Debex/Flashbike Jaguar
Dane wycieczki:
76.02 km (6.20 km teren), czas: 04:50 h, avg:15.73 km/h,
prędkość maks: 32.70 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)