- Kategorie:
- >50 km.3
- bieg.1
- bojowo.5
- ja i natura.19
- po mieście.49
- po okolicy.38
- wyjazdowo.4
- z M..8
Wpisy archiwalne w kategorii
bojowo
Dystans całkowity: | 116.87 km (w terenie 11.60 km; 9.93%) |
Czas w ruchu: | 07:41 |
Średnia prędkość: | 10.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 31.80 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 23.37 km i 1h 55m |
Więcej statystyk |
Zlot - dzień II
Niedziela, 31 sierpnia 2014 | dodano: 04.09.2014Kategoria bojowo, po mieście, po okolicy, z M.
Drugi dzień Zlotu na Kluczewie.
Właściwie to chmurzyło się od rana i było wiadomo, że deszcz to tylko kwestia czasu. Ale uparłam się, żeby jechać, bo według programu Zlotu miało być zwiedzanie terenów lotniska, a bądźmy szczerzy - poza hangarami i głównym pasem startowym to ja tam tak naprawdę nic nie oglądałam. Więc ruszyłam, cieplutko ubrana, a tuż po dojechaniu na miejsce zaczęło padać... Właściwie jakieś dwie godzinki przesiedzieliśmy pod parasolką Tyskiego (wraz z innymi odważnymi, którzy się w taką pogodę na lotnisko wybrali), czekając aż przestanie padać albo chociaż z ulewy zrobi się mżawka, a o jakimś "grupowym" zwiedzaniu tak naprawdę nie słyszałam...
Jak tylko krople się przerzedziły postanowiliśmy nie czekać, tylko wracać, a zwiedzanie odłożyć na inny dzień i zrobić to prywatnie, z mapką. Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby można się było prześlizgnąć w stanie suchym do domu... Gdzieś w okolicach spokojnej złapała nas ulewa i wróciłam kompletnie mokra - tak że aż trzeba było majtki wykręcać ;)
________
Z tego co widziałam przez te dwa dni powstał malutki filmik, zapraszam do obejrzenia.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Właściwie to chmurzyło się od rana i było wiadomo, że deszcz to tylko kwestia czasu. Ale uparłam się, żeby jechać, bo według programu Zlotu miało być zwiedzanie terenów lotniska, a bądźmy szczerzy - poza hangarami i głównym pasem startowym to ja tam tak naprawdę nic nie oglądałam. Więc ruszyłam, cieplutko ubrana, a tuż po dojechaniu na miejsce zaczęło padać... Właściwie jakieś dwie godzinki przesiedzieliśmy pod parasolką Tyskiego (wraz z innymi odważnymi, którzy się w taką pogodę na lotnisko wybrali), czekając aż przestanie padać albo chociaż z ulewy zrobi się mżawka, a o jakimś "grupowym" zwiedzaniu tak naprawdę nie słyszałam...
Jak tylko krople się przerzedziły postanowiliśmy nie czekać, tylko wracać, a zwiedzanie odłożyć na inny dzień i zrobić to prywatnie, z mapką. Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby można się było prześlizgnąć w stanie suchym do domu... Gdzieś w okolicach spokojnej złapała nas ulewa i wróciłam kompletnie mokra - tak że aż trzeba było majtki wykręcać ;)
________
Z tego co widziałam przez te dwa dni powstał malutki filmik, zapraszam do obejrzenia.
Route 2 784 498 - powered by www.bikemap.net
Rower:Kross Trans Atlantic
Dane wycieczki:
23.43 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:15.62 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
I Zlot Historycznych Pojazdów Militarnych - Kluczewo, dzień I
Sobota, 30 sierpnia 2014 | dodano: 04.09.2014Kategoria bojowo, po mieście, po okolicy, z M.
Od momentu w którym usłyszałam, że coś takiego jak Zlot Historycznych Pojazdów Militarnych będzie organizowane w naszym mieście, nastawiłam się, że niech się pali i wali - muszę tam być! Oczywiście najpierw zebrałam szczękę z podłogi - taka inicjatywa, taka impreza i to u nas, nie trzeba jechać do Bornego Sulinowa ani nigdzie indziej!? Toż to szok :)
A poza tym jak tylko się dowiedziałam, że będzie można tym i owym pojeździć, bo odwiedzi nas Militarne Borne z PTS-em, no to oszalałam z zachwytu!
Umówiłam się ze znajomymi, że zaczynamy zabawę od przejazdu pojazdów przez Wyszyńskiego, a potem śmigamy na lotnisko na właściwe obchody. Co widziałam - na filmiku poniżej. Napiszę tylko, że było super, tłum ludzi, pogoda ładna, przejażdżka PTS-em genialna (!!!), w dodatku można się było zaopatrzyć w militarne gadżety (co rzecz jasna zrobiłam), no i w ogóle jest nadzieja, że przyszła edycja Zlotu (a jestem przekonana, że taka nastąpi) będzie jeszcze lepsza. Ale tak czy siak w przyszłym roku zamierzam się wybrać do Bornego Sulinowa, bo jak u nas jest fajnie, to tam dopiero musi się dziać...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
A poza tym jak tylko się dowiedziałam, że będzie można tym i owym pojeździć, bo odwiedzi nas Militarne Borne z PTS-em, no to oszalałam z zachwytu!
Umówiłam się ze znajomymi, że zaczynamy zabawę od przejazdu pojazdów przez Wyszyńskiego, a potem śmigamy na lotnisko na właściwe obchody. Co widziałam - na filmiku poniżej. Napiszę tylko, że było super, tłum ludzi, pogoda ładna, przejażdżka PTS-em genialna (!!!), w dodatku można się było zaopatrzyć w militarne gadżety (co rzecz jasna zrobiłam), no i w ogóle jest nadzieja, że przyszła edycja Zlotu (a jestem przekonana, że taka nastąpi) będzie jeszcze lepsza. Ale tak czy siak w przyszłym roku zamierzam się wybrać do Bornego Sulinowa, bo jak u nas jest fajnie, to tam dopiero musi się dziać...
Rower:Kross Trans Atlantic
Dane wycieczki:
22.61 km (0.00 km teren), czas: 03:20 h, avg:6.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kamminke
Niedziela, 1 września 2013 | dodano: 02.09.2013Kategoria bojowo, ja i natura, wyjazdowo

Kamminke© kiwi1000
To tak przy okazji weekendowego wypadu ze znajomymi do Świnoujścia. Miał być wyjazd tylko na jeden dzień, ale dostałam klucze do domku na działkach, więc zostaliśmy w końcu do niedzieli.
W niedzielę rano zrobiłam sobie wcześniej śniadanie i w ramach porannej zaprawy (które to pojęcie właściwie funkcjonuje u mnie tylko od święta ;)) postanowiłam przejechać się kawałek na wygrzebanym z szopy (dosłownie wygrzebanym spod sterty śmieci) rowerze. Oczywiście wolałabym smukłego, czarnego rumaka ;), ale jak takiego nie ma, to alternatywy za bardzo też nie ma. Od początku wkur...zał mnie klekoczący pedał, ale przy mocnej koncentracji na otaczającej przyrodzie prawie go już nie słyszałam.
Zimno jak skurczybyk, bo tuż przed wyjazdem termometr pokazywał tylko 12 stopni i do tego strasznie zimny wiatr od Zalewu. Dla mnie to warunki ekstremalne. Ale na rowerze jak wiadomo czasem robi się cieplej, zwłaszcza jak się nie ma kondycji ;), więc tak czy siak pojechałam do Kamminke - czyli na dobrze sobie znanej i krótkiej trasie, tak aby za długo od mojego towarzystwa nie uciekać, bo nawet nie wypada, nie wspominając o tym, że mieliśmy też wielkie plany na ten dzień. I akurat tak się fajnie złożyło, że trafiłam też na lukę w deszczu, bo w sobotnie popołudnie lało i jak się okazało później w niedzielę też trochę popadało.
Kamminke to mała, urokliwa wioska, z mnóstwem pokoi do wynajęcia (jakby się ktoś wybierał), z częściowo (i o zgrozo) brukowanymi uliczkami, z małą przystanią, gdzie można sobie posiedzieć przy piwku i ciepłym posiłku. A mniej więcej po drugiej stronie wioski jest cmentarz wojenny, który osobiście zawsze odwiedzam jak tam jestem. Położony jest na terenie rezerwatu Golm, na całkiem sporej górce, na którą się trzeba z rowerem wdrapać. Jak wszystkie miejsca tego typu skłania do refleksji i zastanowienia się nad okrutnością ludzi. I nie chodzi mi tylko o działania wojenne, ale i na przykład o to:

Bez komentarza© kiwi1000
No to jeszcze kilka zdjęć...

Na granicy© kiwi1000

Granica państw© kiwi1000

Przystań w Kamminke© kiwi1000

Przystań w Kamminke© kiwi1000

Kamminke© kiwi1000

Kamminke© kiwi1000

Cmentarz wojenny Golm© kiwi1000

Cmentarz wojenny Golm© kiwi1000

Cmentarz wojenny Golm© kiwi1000
Reszta fotek w linku tam gdzie mapka, ale mapka jakiś absurd pokazuje - część trasy się w ogóle nie zapisała, ale za to zapisał się całkowity czas wycieczki. W każdym razie to tylko liczby, które większego znaczenia nie mają, przynajmniej dla mnie...
mapka
Rower:
Dane wycieczki:
10.60 km (5.50 km teren), czas: 01:31 h, avg:6.99 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krótko, bo w marcu jak w garncu...
Wtorek, 20 marca 2012 | dodano: 20.03.2012Kategoria bojowo, po okolicy
Dziś było na odwrót - zabrałam termos z herbatką i miała być dłuższa wycieczka, a wyszła króciutka.
Wprawdzie wczoraj padłam wcześnie i obudziłam się jakaś rozespana, ale na zasadzie "nie chce się jeździć, to się przynajmniej zmuś" wybrałam się nad Miedwie. Miałam się tam pokręcić, ewentualnie zajrzeć po raz pierwszy w tym roku na miedwiańską promenadę, czy skoczyć do Skalina, albo kawałek dalej pozwiedzać wioski.
Z domu ruszyłam tradycyjnie na rondo Tesco, potem DDR, dojechałam kawałek za Lipnik i zaczęło kropić. Dość nieprzyjemnie wiało przez cały czas, chmurzyło się, buro i ponuro, niezachęcająco, a wręcz zniechęcająco. Intuicja podpowiedziała mi, żeby dalej się nie zapuszczać, bo wrócę mokra. Zawróciłam i już zaczęłam trochę żałować, bo przestało po kilku minutach kropić i wyjrzało słoneczko. Więc stwierdziłam, że zamiast do domu, to podjadę jeszcze ścieżką do Żarowa, a stamtąd w kierunku na Lubowo i przed Lubowem skręcę w polną drogę do Stargardu, tą którą jechałam podczas pierwszej tegorocznej przejażdżki.
Do Żarowa jechało się ciężko przez to pieruńskie wietrzysko na otwartym polu, zaczęło w dodatku znowu kropić, ciut zmarzłam, więc szybko przestałam czegokolwiek żałować. Wyjechałam zgodnie z planem na Reymonta, więc mimo mżawki zatrzymałam się na chwilkę na Międzynarodowym Cmentarzu Wojennym, mocno zaniedbanym, ale zupełnie jeszcze nie porzuconym. O ile wiem, tzn. o ile widziałam w latach ubiegłych, o cmentarz dba wojsko.










Na cmentarzu tym spoczywa najwyższy rangą żołnierz walczący w II wojnie światowej, a pochowany w Stargardzie - pułkownik Ignacy Misiąg.

Rozkropiło się (rozpadało to byłoby pewnie za mocne stwierdzenie) na dobre, wróciłam do domu lekko zmoczona, ale zadowolona, że ruszyłam cztery litery ;)
W sumie to mam na co spożytkować niewykorzystany czas przeznaczony na dzisiejszą wycieczkę. Wczoraj rozkręciłam dziadkowe siodełko niemal na części pierwsze, które się już całą dobę odrdzewiają. Pomysł na zastąpienie pękniętej sprężyny jest. Resztki starej farby zmyte ze skóry, siodełko będzie jeszcze dziś zaimpregnowane i jak znajdę farbę, to i pomalowane, a części zostaną potraktowane szczotką drucianą - słowem jest ogólna wizja, postęp robót i powoli satysfakcja :))
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wprawdzie wczoraj padłam wcześnie i obudziłam się jakaś rozespana, ale na zasadzie "nie chce się jeździć, to się przynajmniej zmuś" wybrałam się nad Miedwie. Miałam się tam pokręcić, ewentualnie zajrzeć po raz pierwszy w tym roku na miedwiańską promenadę, czy skoczyć do Skalina, albo kawałek dalej pozwiedzać wioski.
Z domu ruszyłam tradycyjnie na rondo Tesco, potem DDR, dojechałam kawałek za Lipnik i zaczęło kropić. Dość nieprzyjemnie wiało przez cały czas, chmurzyło się, buro i ponuro, niezachęcająco, a wręcz zniechęcająco. Intuicja podpowiedziała mi, żeby dalej się nie zapuszczać, bo wrócę mokra. Zawróciłam i już zaczęłam trochę żałować, bo przestało po kilku minutach kropić i wyjrzało słoneczko. Więc stwierdziłam, że zamiast do domu, to podjadę jeszcze ścieżką do Żarowa, a stamtąd w kierunku na Lubowo i przed Lubowem skręcę w polną drogę do Stargardu, tą którą jechałam podczas pierwszej tegorocznej przejażdżki.
Do Żarowa jechało się ciężko przez to pieruńskie wietrzysko na otwartym polu, zaczęło w dodatku znowu kropić, ciut zmarzłam, więc szybko przestałam czegokolwiek żałować. Wyjechałam zgodnie z planem na Reymonta, więc mimo mżawki zatrzymałam się na chwilkę na Międzynarodowym Cmentarzu Wojennym, mocno zaniedbanym, ale zupełnie jeszcze nie porzuconym. O ile wiem, tzn. o ile widziałam w latach ubiegłych, o cmentarz dba wojsko.

W hołdzie żołnierzom polskim i sowieckim.© kiwi1000

Międzynarodowy Cmentarz Wojenny© kiwi1000

Międzynarodowy Cmentarz Wojenny w Stargardzie© kiwi1000

Mauzoleum żołnierzy sowieckich.© kiwi1000

Mauzoleum żołnierzy sowieckich - fragment.© kiwi1000

Zaniedbany pomnik - litery wyglądają na język jidysz.© kiwi1000

W hołdzie żołnierzom włoskim.© kiwi1000

W hołdzie żołnierzom francuskim.© kiwi1000

Fragment jednego z licznych pomników ku pamięci żołnierzy rosyjskich.© kiwi1000

Krzyże poświęcone żołnierzom polskim.© kiwi1000
Na cmentarzu tym spoczywa najwyższy rangą żołnierz walczący w II wojnie światowej, a pochowany w Stargardzie - pułkownik Ignacy Misiąg.

Pułkownik Ignacy Misiąg© kiwi1000
Rozkropiło się (rozpadało to byłoby pewnie za mocne stwierdzenie) na dobre, wróciłam do domu lekko zmoczona, ale zadowolona, że ruszyłam cztery litery ;)
W sumie to mam na co spożytkować niewykorzystany czas przeznaczony na dzisiejszą wycieczkę. Wczoraj rozkręciłam dziadkowe siodełko niemal na części pierwsze, które się już całą dobę odrdzewiają. Pomysł na zastąpienie pękniętej sprężyny jest. Resztki starej farby zmyte ze skóry, siodełko będzie jeszcze dziś zaimpregnowane i jak znajdę farbę, to i pomalowane, a części zostaną potraktowane szczotką drucianą - słowem jest ogólna wizja, postęp robót i powoli satysfakcja :))
Rower:
Dane wycieczki:
22.03 km (2.00 km teren), czas: 01:20 h, avg:16.52 km/h,
prędkość maks: 30.60 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Storpedowane plany i JW 3132
Poniedziałek, 5 marca 2012 | dodano: 05.03.2012Kategoria po okolicy, bojowo
Ewidentnie nagromadziło się trochę negatywnej energii, a że pogoda śliczna, to postanowiłam się przejechać i energię przynajmniej częściowo rozładować. Wprawdzie w sobotę skręciłam nogę i cały wczorajszy dzień przekuśtykałam na jednym odnóżu, ale intensywna kuracja żelowa sprawiła, że dziś było w miarę dobrze i bezpiecznie.
Nastawiona bardzo bojowo, jako cel wyznaczyłam sobie JW 3132, zlokalizowaną przy Miedwiu. Plan był ambitniejszy, ale po kolei...
Wyruszyłam jakoś wczesnym popołudniem, celowo, by temperatura powietrza była największa, a słoneczko najcieplejsze. Od razu dotarło do mnie, że strasznie wieje, niezależnie od tego którędy jadę. Postanowiłam sobie skrócić drogę przez miasto, ale to się wiązało z górkami, pod które podjazd przy wietrze był uciążliwy. Cóż, trudno, siły są. Wyjechałam na rondzie przy Tesco, dalej prościutko i szybciutko jak na mnie (na liczniku miałam przez większą część tej trasy 25.3-25.7 km/h) dojechałam do Morzyczyna. Później jeszcze kawałek i skręt na Jęczydół. I tu się zaczęły schody, a raczej "ścieżki nieopisane".

Przekroczyłam płot dawnej jednostki wojskowej i dojechałam do rozstaju dróg. Nie zabrałam ze sobą mapy, więc tyle co zdążyłam zapamiętać w domu i z grubsza orientować się w którym kierunku jechać dalej. Tylko że tak: niektóre z dróg na rozjeździe były mniej rozjeżdżone, a niektóre bardziej. To powinien być dla mnie jasny sygnał ;) Pojechałam tą najbardziej rozjeżdżoną i tak trafiłam na... strzelnicę garnizonową :)))

Strzelnica jest oczywiście opuszczona, teren doskonały do zabaw paintballowych, czego dowodem były porozrzucane dookoła kulki :) Wiedziałam, że zabawię tam dłużej, więc najpierw już pieszo skierowałam się na stanowiska strzeleckie, żeby zobaczyć z czego tu strzelano. Niestety nie znalazłam nic, wszystko zarośnięte trawą, bez łopatki nie było szans. Myślę sobie "nie no, nie jadę dalej, póki nie rozejrzę się dokładniej" ;) Pomaszerowałam w stronę wału, który musiał być kiedyś kulochwytem i oczywiście nawet nie musiałam za bardzo grzebać w ziemi, żeby znaleźć pociski. W kiepskim stanie, ale było ich mnóstwo i dwojakiego rodzaju. Analizę tego co znalazłam zrobię już na własny użytek ;)






Po zmarudzeniu około 40 minut na miejscu, pojechałam mniej rozjeżdżoną drogą i to był błąd, bo dotarłam do aktualnej bramy i płotu jednostki. Oczywiście drut kolczasty, tabliczki. Nic to, zawróciłam, przeprowadziłam rower przez strzelnicę, przedarłam się przez chaszcze i wyszłam na pole. Ponieważ zupełnie nie wiedziałam co robić dalej, odpaliłam mapę w telefonie (chciałam tego uniknąć, bo rozładowana bateria prawie zdychała :D), i stwierdziłam, że bezpieczniej dojechać polami do Bielkowa, a stamtąd ruszyć do wrót JW 3132.
Tereny dla mnie nowe, nigdy się tam nie zapuszczałam, przemknęłam przez Bielkowo, trochę bruku, trochę płyt i zajechałam pod jednostkę. Akurat na przystanku zebrała się kilkunastoosobowa grupka panów, pytających czy zabiorę się z nimi autobusem :))) A ja miałam inne plany...
Chciałam (od początku zakładając, że "jak się uda i nic na siłę") obejrzeć sobie ruiny poniemieckiej torpedowni na Miedwiu. Ale przylegają one do jednostki... Research internetowy mówił mi, że lepiej nie próbować przedzierać się na siłę, bo teren jest dość dobrze chroniony, a o przepustce od komendanta można sobie pomarzyć. Rozejrzałam się - raz, że była ta grupka pilnie obserwujących każdy mój ruch panów, dwa, że na wypatrzonych ścieżkach odchodzących od jednostki (tych, które według mapy doprowadziły by mnie na brzeg jeziora) były charakterystyczne żółte tabliczki krzyczące "TEREN WOJSKOWY WSTĘP WZBRONIONY", trzy, że trochę zmarzłam, bo mocno wiało... postanowiłam nie kusić losu i grzecznie zawrócić, na wszelki wypadek nie robiąc nawet zdjęć. Torpedownia (będąca idealną metaforą mojego stanu ducha), poszła się szczekać. Ale niczego nie przekreślam, odkładam na później. Zrobię dokładniejszy plan i kiedyś to miejsce sobie obejrzę... tak czy inaczej :)
Przez Bielkowo popedałowałam do Kobylanki, a stamtąd już przyjemna, wietrzna i słoneczna droga do domu :)

Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nastawiona bardzo bojowo, jako cel wyznaczyłam sobie JW 3132, zlokalizowaną przy Miedwiu. Plan był ambitniejszy, ale po kolei...
Wyruszyłam jakoś wczesnym popołudniem, celowo, by temperatura powietrza była największa, a słoneczko najcieplejsze. Od razu dotarło do mnie, że strasznie wieje, niezależnie od tego którędy jadę. Postanowiłam sobie skrócić drogę przez miasto, ale to się wiązało z górkami, pod które podjazd przy wietrze był uciążliwy. Cóż, trudno, siły są. Wyjechałam na rondzie przy Tesco, dalej prościutko i szybciutko jak na mnie (na liczniku miałam przez większą część tej trasy 25.3-25.7 km/h) dojechałam do Morzyczyna. Później jeszcze kawałek i skręt na Jęczydół. I tu się zaczęły schody, a raczej "ścieżki nieopisane".

Polna droga za Jęczydołem.© kiwi1000
Przekroczyłam płot dawnej jednostki wojskowej i dojechałam do rozstaju dróg. Nie zabrałam ze sobą mapy, więc tyle co zdążyłam zapamiętać w domu i z grubsza orientować się w którym kierunku jechać dalej. Tylko że tak: niektóre z dróg na rozjeździe były mniej rozjeżdżone, a niektóre bardziej. To powinien być dla mnie jasny sygnał ;) Pojechałam tą najbardziej rozjeżdżoną i tak trafiłam na... strzelnicę garnizonową :)))

Przy stanowiskach strzeleckich...© kiwi1000
Strzelnica jest oczywiście opuszczona, teren doskonały do zabaw paintballowych, czego dowodem były porozrzucane dookoła kulki :) Wiedziałam, że zabawię tam dłużej, więc najpierw już pieszo skierowałam się na stanowiska strzeleckie, żeby zobaczyć z czego tu strzelano. Niestety nie znalazłam nic, wszystko zarośnięte trawą, bez łopatki nie było szans. Myślę sobie "nie no, nie jadę dalej, póki nie rozejrzę się dokładniej" ;) Pomaszerowałam w stronę wału, który musiał być kiedyś kulochwytem i oczywiście nawet nie musiałam za bardzo grzebać w ziemi, żeby znaleźć pociski. W kiepskim stanie, ale było ich mnóstwo i dwojakiego rodzaju. Analizę tego co znalazłam zrobię już na własny użytek ;)

Strzelnica w pełnej krasie ;)© kiwi1000

Schron© kiwi1000

Wokół strzelnicy...© kiwi1000

Znalezione pociski ;)© kiwi1000

Teren zabaw paintballowych... :)© kiwi1000

...i polowań na czarownice ;))© kiwi1000
Po zmarudzeniu około 40 minut na miejscu, pojechałam mniej rozjeżdżoną drogą i to był błąd, bo dotarłam do aktualnej bramy i płotu jednostki. Oczywiście drut kolczasty, tabliczki. Nic to, zawróciłam, przeprowadziłam rower przez strzelnicę, przedarłam się przez chaszcze i wyszłam na pole. Ponieważ zupełnie nie wiedziałam co robić dalej, odpaliłam mapę w telefonie (chciałam tego uniknąć, bo rozładowana bateria prawie zdychała :D), i stwierdziłam, że bezpieczniej dojechać polami do Bielkowa, a stamtąd ruszyć do wrót JW 3132.
Tereny dla mnie nowe, nigdy się tam nie zapuszczałam, przemknęłam przez Bielkowo, trochę bruku, trochę płyt i zajechałam pod jednostkę. Akurat na przystanku zebrała się kilkunastoosobowa grupka panów, pytających czy zabiorę się z nimi autobusem :))) A ja miałam inne plany...
Chciałam (od początku zakładając, że "jak się uda i nic na siłę") obejrzeć sobie ruiny poniemieckiej torpedowni na Miedwiu. Ale przylegają one do jednostki... Research internetowy mówił mi, że lepiej nie próbować przedzierać się na siłę, bo teren jest dość dobrze chroniony, a o przepustce od komendanta można sobie pomarzyć. Rozejrzałam się - raz, że była ta grupka pilnie obserwujących każdy mój ruch panów, dwa, że na wypatrzonych ścieżkach odchodzących od jednostki (tych, które według mapy doprowadziły by mnie na brzeg jeziora) były charakterystyczne żółte tabliczki krzyczące "TEREN WOJSKOWY WSTĘP WZBRONIONY", trzy, że trochę zmarzłam, bo mocno wiało... postanowiłam nie kusić losu i grzecznie zawrócić, na wszelki wypadek nie robiąc nawet zdjęć. Torpedownia (będąca idealną metaforą mojego stanu ducha), poszła się szczekać. Ale niczego nie przekreślam, odkładam na później. Zrobię dokładniejszy plan i kiedyś to miejsce sobie obejrzę... tak czy inaczej :)
Przez Bielkowo popedałowałam do Kobylanki, a stamtąd już przyjemna, wietrzna i słoneczna droga do domu :)

Kobylanko żegnaj ;)© kiwi1000
Rower:Debex/Flashbike Jaguar
Dane wycieczki:
38.20 km (4.10 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 31.80 km/hTemperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)