- Kategorie:
- >50 km.3
- bieg.1
- bojowo.5
- ja i natura.19
- po mieście.49
- po okolicy.38
- wyjazdowo.4
- z M..8
nuda silniejsza od lenistwa?
Środa, 17 lipca 2013 | dodano: 17.07.2013Kategoria ja i natura, po mieście
Nooo, tak jak w temacie to bywa nawet i u mnie ;) A że ja całkiem normalna nigdy nie byłam, to i głupie pomysły mi do głowy przychodzą. Ale może po kolei...
Siwobrody napisał, że baterii nie wymieniam i wjechał mi tym na ambicję, no bo jak to? To już taka ze mnie gapa, że w ogóle o rower i jego osprzęt nie dbam i coś znowu przeoczyłam?
Nie mogłam jakoś się zebrać do spania, minęła magiczna godzina 00:00. To zajrzałam do tej niedobrej lampki rowerowej, wymieniłam baterie i... nic. Rozkręciłam ją znowu i wtedy wypadło takie małe coś, co po bliższym przyjrzeniu się wyglądało jak jakiś mikroukład sterujący czymś, może trybem mrugania diod? I wyglądało to tak jakby coś się odlutowało i przerwało obwód. No to kicha, lampkę trzeba odłożyć i poczekać aż jakiś fachowiec rzuci na nią okiem, albo rzuci nią do kosza. No ale nie pozwolę chyba, żeby jakaś chińszczyzna psuła mi wieczór? Więc wzięłam diodową mini-latareczkę i taśmę klejącą (połączenie zawsze niezawodne) i możliwie najciszej poczłapałam do piwnicy, aby nie zbudzić od razu całego bloku. To mi się chyba też nie bardzo udało, bo rower ewidentnie idiotycznie przeze mnie oparty grzmotnął o ziemię, a przy otwartych drzwiach od piwnicy na pewno ktoś to musiał słyszeć... No ale...
Wyszłam przed klatkę w okolicach pierwszej w nocy, ustawiłam aplikację w telefonie i jak Boga kocham, nie jestem przesądna, ale skoro już się wybrałam na nocną wycieczkę rowerową i nagle zza klatki wyłazi kompletnie czarny kot (!!!) i ociera mi się o przednie koło, to mam mieszane uczucia czy jechać, czy się wrócić...
Kot sobie poszedł, a ja poczułam piękny zapach pyłków, pewnie lip, w ogóle powietrze było jakieś takie rześkie i czyste, jak po burzy. No i ta genialna cisza wokół. Oczywiście, że jadę!
Pomyślałam sobie, że uderzę na starówkę, by zobaczyć czy (wprawdzie mamy niemal dokładnie środek tygodnia) pod nielicznymi parasolkami na rynku kwitnie jakieś życie nocne. I wcale a wcale się nie zawiodłam, bo spodziewałam się, że nie kwitnie. Nawet gołębi nie było ;) Ale zdziwiłam się, że "cud architektury" jakim jest rynkowa fontanna działa też w nocy. Bo że w dzień działa i jest głównie kąpieliskiem dla gołębi to wiem ;)
No to jestem na rynku, robię kilka pamiątkowych fotek komórką i zastanawiam się gdzie dalej? A właściwie, to się nawet nie musiałam zastanawiać. Wiedziałam od początku - gdzieś tam podświadomie - w które rejony mnie koła poniosą.
Najpierw ruszyłam Spokojną, a dla dodania przejażdżce pikanterii objechałam stary cmentarz. Zaglądałam też wytrwale przez płot czy jakieś dusze się tam nie wałęsają, ale niestety poza sporą ilością palących się zniczy nie widziałam nic... ;)
Popedałowałam na Pogodną, poszpiegować troszkę znajomego, ale tylko troszkę :) Chciałam zobaczyć czy w oknie światła się palą, może jeszcze też nie śpi? Wiem jak to brzmi i pewnie znając jego miałby mi to za złe gdyby to przeczytał, ale skoro byłam w nocy, to chyba się nie liczy jako coś niewłaściwego? ;) Zresztą i tak nie zatrzymywałam się tam, tylko lekko zwolniłam (jakbym ja zresztą kiedykolwiek szybko jeździła...) i wprawdzie w tej klatce jedno okno było rozświetlone, ale za Chiny nie jestem w stanie ocenić czy to było jego okno. Doprawdy, jak to nie tęsknota, to chyba oszalałam - jedno z dwóch.
Dla osłody przejechałam sobie koło Białych Koszar i ruszyłam Szczecińską w stronę domu. Ale że sto myśli o tym oknie znajomego nie dawało mi spokoju, a poza tym nie miałam nic innego do roboty, to zjechałam w Chopina, na mały objazd. Starałam się jednak nie zapuszczać w ciemne uliczki, bo a nuż to nie był tylko zwykły czarny kot?
No i jeszcze trochę pokluczyłam zaułkami w okolicy domu (gdzie prawie rozjechałam jeża, który wyskoczył mi pod koła!) i tak wróciłam, po naprawdę fajnej przejażdżce, którą zamierzam powtórzyć. No może nie wszystkie jej punkty, ale jeden zapewne ;)
Najfajniejsze jest to, że w nocy nic mnie nie ogranicza, bo ruch jest prawie zerowy - naliczyłam 7 samochodów, 1 skuter, kilkoro pieszych oraz dwóch panów siedzących z torbami na progu monopolowego. Poza tym można zasuwać pustymi ulicami, co odkąd w ogóle jeżdżę rowerem zaczynam doceniać...
*mała aktualizacja, czyli mapka...
mapka
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Siwobrody napisał, że baterii nie wymieniam i wjechał mi tym na ambicję, no bo jak to? To już taka ze mnie gapa, że w ogóle o rower i jego osprzęt nie dbam i coś znowu przeoczyłam?
Nie mogłam jakoś się zebrać do spania, minęła magiczna godzina 00:00. To zajrzałam do tej niedobrej lampki rowerowej, wymieniłam baterie i... nic. Rozkręciłam ją znowu i wtedy wypadło takie małe coś, co po bliższym przyjrzeniu się wyglądało jak jakiś mikroukład sterujący czymś, może trybem mrugania diod? I wyglądało to tak jakby coś się odlutowało i przerwało obwód. No to kicha, lampkę trzeba odłożyć i poczekać aż jakiś fachowiec rzuci na nią okiem, albo rzuci nią do kosza. No ale nie pozwolę chyba, żeby jakaś chińszczyzna psuła mi wieczór? Więc wzięłam diodową mini-latareczkę i taśmę klejącą (połączenie zawsze niezawodne) i możliwie najciszej poczłapałam do piwnicy, aby nie zbudzić od razu całego bloku. To mi się chyba też nie bardzo udało, bo rower ewidentnie idiotycznie przeze mnie oparty grzmotnął o ziemię, a przy otwartych drzwiach od piwnicy na pewno ktoś to musiał słyszeć... No ale...
Wyszłam przed klatkę w okolicach pierwszej w nocy, ustawiłam aplikację w telefonie i jak Boga kocham, nie jestem przesądna, ale skoro już się wybrałam na nocną wycieczkę rowerową i nagle zza klatki wyłazi kompletnie czarny kot (!!!) i ociera mi się o przednie koło, to mam mieszane uczucia czy jechać, czy się wrócić...
Kot sobie poszedł, a ja poczułam piękny zapach pyłków, pewnie lip, w ogóle powietrze było jakieś takie rześkie i czyste, jak po burzy. No i ta genialna cisza wokół. Oczywiście, że jadę!
Pomyślałam sobie, że uderzę na starówkę, by zobaczyć czy (wprawdzie mamy niemal dokładnie środek tygodnia) pod nielicznymi parasolkami na rynku kwitnie jakieś życie nocne. I wcale a wcale się nie zawiodłam, bo spodziewałam się, że nie kwitnie. Nawet gołębi nie było ;) Ale zdziwiłam się, że "cud architektury" jakim jest rynkowa fontanna działa też w nocy. Bo że w dzień działa i jest głównie kąpieliskiem dla gołębi to wiem ;)
No to jestem na rynku, robię kilka pamiątkowych fotek komórką i zastanawiam się gdzie dalej? A właściwie, to się nawet nie musiałam zastanawiać. Wiedziałam od początku - gdzieś tam podświadomie - w które rejony mnie koła poniosą.
Najpierw ruszyłam Spokojną, a dla dodania przejażdżce pikanterii objechałam stary cmentarz. Zaglądałam też wytrwale przez płot czy jakieś dusze się tam nie wałęsają, ale niestety poza sporą ilością palących się zniczy nie widziałam nic... ;)
Popedałowałam na Pogodną, poszpiegować troszkę znajomego, ale tylko troszkę :) Chciałam zobaczyć czy w oknie światła się palą, może jeszcze też nie śpi? Wiem jak to brzmi i pewnie znając jego miałby mi to za złe gdyby to przeczytał, ale skoro byłam w nocy, to chyba się nie liczy jako coś niewłaściwego? ;) Zresztą i tak nie zatrzymywałam się tam, tylko lekko zwolniłam (jakbym ja zresztą kiedykolwiek szybko jeździła...) i wprawdzie w tej klatce jedno okno było rozświetlone, ale za Chiny nie jestem w stanie ocenić czy to było jego okno. Doprawdy, jak to nie tęsknota, to chyba oszalałam - jedno z dwóch.
Dla osłody przejechałam sobie koło Białych Koszar i ruszyłam Szczecińską w stronę domu. Ale że sto myśli o tym oknie znajomego nie dawało mi spokoju, a poza tym nie miałam nic innego do roboty, to zjechałam w Chopina, na mały objazd. Starałam się jednak nie zapuszczać w ciemne uliczki, bo a nuż to nie był tylko zwykły czarny kot?
No i jeszcze trochę pokluczyłam zaułkami w okolicy domu (gdzie prawie rozjechałam jeża, który wyskoczył mi pod koła!) i tak wróciłam, po naprawdę fajnej przejażdżce, którą zamierzam powtórzyć. No może nie wszystkie jej punkty, ale jeden zapewne ;)
Najfajniejsze jest to, że w nocy nic mnie nie ogranicza, bo ruch jest prawie zerowy - naliczyłam 7 samochodów, 1 skuter, kilkoro pieszych oraz dwóch panów siedzących z torbami na progu monopolowego. Poza tym można zasuwać pustymi ulicami, co odkąd w ogóle jeżdżę rowerem zaczynam doceniać...
*mała aktualizacja, czyli mapka...
mapka
Rower:Debex/Flashbike Jaguar
Dane wycieczki:
10.60 km (0.00 km teren), czas: 00:49 h, avg:12.98 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj