- Kategorie:
- >50 km.3
- bieg.1
- bojowo.5
- ja i natura.19
- po mieście.49
- po okolicy.38
- wyjazdowo.4
- z M..8
do lasu, czyli tam i z powrotem
Sobota, 20 lipca 2013 | dodano: 20.07.2013Kategoria ja i natura, po okolicy
Tytuł nawiązuje do Hobbita, bo to moja najdłuższa tegoroczna wyprawa. Oczywiście jak na razie, bo nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa!
Ze dwa tygodnie już (albo i dłużej - pamięć bywa zawodna) jak nie byłam w lesie na kurkach. Więc postanowiłam sprawdzić, czy ten wysyp już się skończył, czy wręcz przeciwnie. Trochę kiepski dzień na grzyby, bo uczono mnie, że w soboty to raczej wszyscy pracujący się do lasów zjeżdżają i jeśli już grzyby zbierać, to skoro świt. Ale kto by mnie o świcie z łóżka wygonił?
Zatem nie tyle grzybobranie, co wycieczka rekreacyjna miała być, a że niebo niebieściutkie i prawie czyściutkie, to się wybrałam. Trasa standardowa (zresztą na mapce wszystko stoi jak byk). Między Lubowem i Rogowem zrobiłam sobie mały przystanek na podziwianie nisko (bardzo bardzo nisko) przelatujących samolotów. Tak naprawdę miałam wrażenie, że jak wyciągnę rękę to któregoś dotknę! Niesamowity widok, tym bardziej, że chyba trafiłam na jakiś szczyt komunikacyjny o tej godzinie.
Jak dojechałam do lasu to szybko się okazało, że ściółka sucha jak pieprz i tak naprawdę lepiej bym na tej wycieczce wyszła gdybym pozbierała wszystkie kapsle i puszki i odwiozła do skupu. Bo kurek nazbierałam aż... TRZY. No ale dla mnie spacery po lesie nigdy nie były czasem straconym.
Drogę powrotną zmodyfikowałam trochę, by ominąć polne piachy, po których mimo szerokich opon jechało mi się bardzo ciężko. Wyjechałam sobie za to najkrótszą drogą na "autostradę", co było mi nawet po drodze, bo chciałam zahaczyć o cmentarz w Poczerninie i podlać posadzone tam kwiatki, bo przecież słoneczko ostatnio praży mocno. Jak już się z tym uporałam, to postanowiłam sprawdzić czy w pobliskim sadzie dojrzały już papierówki, bo choć nie przepadam za jabłkami, to te papierówki od dziecka robią na mnie wrażenie (pewnie dlatego, że cudze ;))
Droga powrotna zleciała jakoś nawet szybko, mimo rosnącego upału, skręciłam sobie tylko za Lubowem w las, żeby się ścieżką z Żarowa już nie ciągnąć, bo jednak przez pola o wiele przyjemniej, choć dużo wolniej.
Tak się zastanawiam nad czasem, który sobie sczytałam ze Sports Trackera i chyba jednak muszę klikać od czasu do czasu w funkcję przerwy, bo chociaż zupełnie nie dbam o czasy i tempo, to jak tak popatrzę na wynik 11 km/h, to nawet mnie troszkę denerwuje :) A przerw dziś miałam sporo.
No i w ogóle coś mi przerzutki wariują, łańcuch grzechocze i kierownica się skrzywiła - normalnie rower-gruchot :D
mapka
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ze dwa tygodnie już (albo i dłużej - pamięć bywa zawodna) jak nie byłam w lesie na kurkach. Więc postanowiłam sprawdzić, czy ten wysyp już się skończył, czy wręcz przeciwnie. Trochę kiepski dzień na grzyby, bo uczono mnie, że w soboty to raczej wszyscy pracujący się do lasów zjeżdżają i jeśli już grzyby zbierać, to skoro świt. Ale kto by mnie o świcie z łóżka wygonił?
Zatem nie tyle grzybobranie, co wycieczka rekreacyjna miała być, a że niebo niebieściutkie i prawie czyściutkie, to się wybrałam. Trasa standardowa (zresztą na mapce wszystko stoi jak byk). Między Lubowem i Rogowem zrobiłam sobie mały przystanek na podziwianie nisko (bardzo bardzo nisko) przelatujących samolotów. Tak naprawdę miałam wrażenie, że jak wyciągnę rękę to któregoś dotknę! Niesamowity widok, tym bardziej, że chyba trafiłam na jakiś szczyt komunikacyjny o tej godzinie.
Jak dojechałam do lasu to szybko się okazało, że ściółka sucha jak pieprz i tak naprawdę lepiej bym na tej wycieczce wyszła gdybym pozbierała wszystkie kapsle i puszki i odwiozła do skupu. Bo kurek nazbierałam aż... TRZY. No ale dla mnie spacery po lesie nigdy nie były czasem straconym.
Drogę powrotną zmodyfikowałam trochę, by ominąć polne piachy, po których mimo szerokich opon jechało mi się bardzo ciężko. Wyjechałam sobie za to najkrótszą drogą na "autostradę", co było mi nawet po drodze, bo chciałam zahaczyć o cmentarz w Poczerninie i podlać posadzone tam kwiatki, bo przecież słoneczko ostatnio praży mocno. Jak już się z tym uporałam, to postanowiłam sprawdzić czy w pobliskim sadzie dojrzały już papierówki, bo choć nie przepadam za jabłkami, to te papierówki od dziecka robią na mnie wrażenie (pewnie dlatego, że cudze ;))
Droga powrotna zleciała jakoś nawet szybko, mimo rosnącego upału, skręciłam sobie tylko za Lubowem w las, żeby się ścieżką z Żarowa już nie ciągnąć, bo jednak przez pola o wiele przyjemniej, choć dużo wolniej.
Tak się zastanawiam nad czasem, który sobie sczytałam ze Sports Trackera i chyba jednak muszę klikać od czasu do czasu w funkcję przerwy, bo chociaż zupełnie nie dbam o czasy i tempo, to jak tak popatrzę na wynik 11 km/h, to nawet mnie troszkę denerwuje :) A przerw dziś miałam sporo.
No i w ogóle coś mi przerzutki wariują, łańcuch grzechocze i kierownica się skrzywiła - normalnie rower-gruchot :D
mapka
Rower:Debex/Flashbike Jaguar
Dane wycieczki:
31.10 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Te samoloty tam tak nisko latają, bo są już na podejściu do lądowania w Goleniowie. :)
michuss - 19:24 sobota, 20 lipca 2013 | linkuj
Komentuj