Dodaj wpisProfilWyloguj
kiwi rower
avatar Kiwi
ze Stargardu Szczecińskiego

Informacje



Małgorzata Tokarz

Utwórz swoją wizytówkę






baton rowerowy bikestats.pl

Ich poczynania śledzę

Garaż

Szukaj

W tym roku

Wykres roczny blog rowerowy kiwi1000.bikestats.pl

Było-minęło

Sznurki




PustaMiska - akcja charytatywna

Wpisy archiwalne w kategorii

po okolicy

Dystans całkowity:1058.74 km (w terenie 87.77 km; 8.29%)
Czas w ruchu:52:54
Średnia prędkość:13.95 km/h
Maksymalna prędkość:36.30 km/h
Suma kalorii:1630 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:27.86 km i 2h 12m
Więcej statystyk

Efekt @%$%$#^%^

Wtorek, 27 marca 2012 | dodano: 27.03.2012Kategoria po okolicy
Ten krótki wypad jest efektem wczorajszego wkurw... porządnego zdenerwowania się.

Miałam dziś do wykonania robotę, typowo kobiecą i przedświąteczną. Założyłam sobie normę, którą wykonałam w sumie w 200%. A złość nie przeszła. Więc na poprawę humoru co? Typowo kobiecy sposób - zakupy (nota bene zamówiłam kask rowerowy, do nabycia którego od dawna się przymierzałam). A złość dalej nie przeszła. No to po 19 wskoczyłam na rower. Pora jak na moje "wycieczki" dość nietypowa, ale stwierdzam, że bardzo przyjemnie jeździ się w okolicach zmroku i muszę to znacznie częściej praktykować.

Stargard (dom - oś. Chopina - rondo Tesco) - Lipnik - Grzędzice - Żarowo - Stargard

Droga z Lipnika do Grzędzic przypominała nieco trasę "ul - łąka pełna kwiatów" w okresie wzmożonej produkcji miodu. Aż się zdziwiłam, że tam taki ruch. A połowę odcinka Żarowo - Stargard odbyłam z kolei w asyście krążącego nad DDR-em nietoperza.

Złość nie przeszła, ale... Raz, że prędkość wyszła mniej więcej wprostproporcjonalna do skali emocji (jak na mnie), a dwa, że jednak trochę te emocje zelżały, co przypisuję całodziennemu zmęczeniu i ruchowi. Psychologowie powinni w lżejszych przypadkach zapisywać jazdę rowerem na receptach. A może już tak robią?

Ostatnim przewidzianym na dziś etapem walki ze złością jest piwo. Ciekawe czy zażegna kryzys tak, żebym przypadkiem nikogo nie pogryzła...

Między Lipnikiem a Grzędzicami... Urzekające, prawda? © kiwi1000
Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 16.71 km (0.00 km teren), czas: 00:49 h, avg:20.46 km/h, prędkość maks: 33.80 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Cel - promenada nad Miedwiem

Niedziela, 25 marca 2012 | dodano: 25.03.2012Kategoria po okolicy
Wolna i ładna niedziela, więc około południa rozdzwoniły się telefony z pytaniem jakie mamy plany na poobiedzie. Ciotce było wszystko obojętne, byleby gdzieś się wyrwać, znajomi z kolei są fanami spacerów nad Miedwiem i oglądania innych spacerujących ludzi ;) Krótka chwila na rozplanowanie i stwierdziłam, że najlepiej będzie jechać do ciotki rowerem, a ze znajomymi umówić się już gdzieś na promenadzie (moja popularyzacja tego sportu wśród znajomych jakoś nie do wszystkich jeszcze przemawia). Na co mama od razu wymyśliła miliard powodów, by jednak zawieźć ją samochodem, włącznie z tak idiotycznymi jak "no przecież niedziela, w co ja się na rower i jednocześnie do ludzi ubiorę?". Po kilkuminutowych pertraktacjach (zresztą nie bardzo pokojowych z mojej strony ;)) plan został przyklepany i w błyskawicznym tempie zebrałyśmy się do jazdy.

Po dotarciu nad jezioro już tylko spacerek z prowadzeniem rowerów, bo przecisnąć się w tłumie spacerowiczów i rozkrzyczanych dzieci było naprawdę ciężko. Poszliśmy przy okazji gremialnie na lody, gdzie pierwszy raz od kilku lat miałam okazję przypiąć rower do stojaka, gdyż z zasady (czy zbytniej przezorności) zostawiać go się boję i nigdy tego nie robię :))

W drodze powrotnej ubrana praktycznie letnio zmarzłam jak skurczybyk, ręce mi skostniały, a na liczniku widniały 4 stopnie. Toż to zima! Przy okazji zauważyłam, że panie się nieco rozkręciły, gdyż średnia prędkość była dziś wyraźnie większa niż ta z ostatniej wycieczki do Poczernina. Oby tak dalej ;))

Amfiteatr miedwiański. © kiwi1000


Wiosennie i spokojnie... © kiwi1000


A tu trochę historii mojego roweru... Ten po lewej to składak "Jubilat 2", który zakupiłam za pieniądze z Komunii :D Szybko okazało się, że tanieją nowsze typy rowerów i po kilku latach mama nabyła dla siebie rower, którym ja obecnie jeżdżę. Zamiany dokonałyśmy bardzo zgodnie - ja wstydziłam się jeździć na składaku, a mama nie umiała przyzwyczaić się do przerzutek, wyższej ramy i niewygodnego siodełka :))

Rowery uczestniczek wycieczki ;) © kiwi1000
Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 20.50 km (0.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:13.82 km/h, prędkość maks: 28.20 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Zaliczone!

Czwartek, 22 marca 2012 | dodano: 22.03.2012Kategoria po okolicy, >50 km
W sobotę powzięłam pewien plan. Plan ten był wynikiem wybitnie emocjonalnego i czysto osobistego podejścia do pewnej sprawy (i tu niech będę tajemnicza ;)). Nakręcałam się wprawdzie już od dłuższego czasu, ale wszystko miało przyjść powoli, a nie "na hurra" i kompletnie bez przygotowania.

W tym miejscu należałoby udusić woytka71, gdyż zasiał ziarnko, którego plony zebrałam dziś, a najpewniej zbierać będę jeszcze przez kilka kolejnych dni bólu ogólnoustrojowego... ;) A poważnie, to bardzo mu dziękuję za rzucone wyzwanie i informuję, że gdyby przyszło kiedyś się spotkać na szlaku rowerowym, to stawiam kawę/herbatę/piwo czy cokolwiek tam pija ;)

Niestety należę do ludzi, którzy lubią realizować misje zupełnie (dla siebie) nierealne i póki takimi są, to ciekawią i nie dają spokoju... Więc w sobotę po południu stwierdziłam, że objadę to Miedwie. I nie w maju, tylko w przyszłym tygodniu, a co więcej zrobię to sama.

Rano wstałam z lekkim wahaniem, ale z twardo wytyczonym celem. Do standardowego wyposażenia na wyprawy (coś do picia, telefon, pieniądze na bilet ;)) dodałam jeszcze Nurofen-żel - ot tak, by zabezpieczyć powrót. Unikam generalnie dochodzenia do celu po trupach, ale tym razem zaryzykowałam, bo tu trup mógł być tylko mój własny :D A że trasa ta to w dużej mierze wsie, to stwierdziłam, że ktoś na furmance mnie najwyżej do Stargardu odwiezie... w całości... czy w częściach ;)

Obawiałam się dwóch rzeczy:
- bólu rąk (nie nóg i nie pupy, a łokci i nadgarstków, bo to zwykle odczuwam),
- złapania kapcia na trasie, czy innego nieprzewidzianego zdarzenia, bo przecież jadę sama, nie mam łatek, nie wożę pompki i nie mam nic prócz kilku kluczy rowerowych.
Na szczęście nic takiego się nie stało, choć coś w rowerze piszczy (co?), ale od "nowości" nigdy nigdzie na przeglądzie nie był, może to już ten czas żeby go gdzieś zawieźć?

Coś, co nie sądziłam, że się przede mną ukaże w pełnej krasie - na fotce w oddali jawi się drugi koniec Miedwia :))

Gdzieś między Wierzbnem a miejscowością Grędziec. © kiwi1000


Jechało się fajnie i spokojnie. Trasa w większości pokrywała się z trasą Maratonu MTB, a trochę z trasą z Mapy Rowerowej Powiatu Stargardzkiego (z edycji Głosu Szczecińskiego), którą znalazłam w archiwach domowych kilka dni temu. Nieco niewygodnych płyt "yomb", sporo paskudnej dziurawej wiejskiej nawierzchni, sporo wiejskich robót drogowych, gdzie odcinkami zupełnie nie ma nawierzchni :)), ale ogólnie dało się przejechać. Za Dębiną zabłądziłam, wyszło kilka dodatkowych kilometrów i tam zrobiłam sobie półgodzinny odpoczynek na herbatkę z termosa i bliższe przyjrzenie się mapie. Natomiast za Kołbaczem miałam kryzys, bo męczyły mnie już powoli górki, które dla innych może górkami nie są, ale dla mnie nie kwalifikują się jako teren płaski :) Od Bielkowa było już znajomo i swojsko i prosto do domku...

Pogoda piękna, słoneczko świeciło, cieplutko - ot wyzwanie z okazji rozpoczętej wiosny za mną. Ale to nie jest moje ostatnie słowo :)

Pod domem wskazało życiowy rekord - jak na razie ;> © kiwi1000


Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 76.02 km (6.20 km teren), czas: 04:50 h, avg:15.73 km/h, prędkość maks: 32.70 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Krótko, bo w marcu jak w garncu...

Wtorek, 20 marca 2012 | dodano: 20.03.2012Kategoria bojowo, po okolicy
Dziś było na odwrót - zabrałam termos z herbatką i miała być dłuższa wycieczka, a wyszła króciutka.

Wprawdzie wczoraj padłam wcześnie i obudziłam się jakaś rozespana, ale na zasadzie "nie chce się jeździć, to się przynajmniej zmuś" wybrałam się nad Miedwie. Miałam się tam pokręcić, ewentualnie zajrzeć po raz pierwszy w tym roku na miedwiańską promenadę, czy skoczyć do Skalina, albo kawałek dalej pozwiedzać wioski.

Z domu ruszyłam tradycyjnie na rondo Tesco, potem DDR, dojechałam kawałek za Lipnik i zaczęło kropić. Dość nieprzyjemnie wiało przez cały czas, chmurzyło się, buro i ponuro, niezachęcająco, a wręcz zniechęcająco. Intuicja podpowiedziała mi, żeby dalej się nie zapuszczać, bo wrócę mokra. Zawróciłam i już zaczęłam trochę żałować, bo przestało po kilku minutach kropić i wyjrzało słoneczko. Więc stwierdziłam, że zamiast do domu, to podjadę jeszcze ścieżką do Żarowa, a stamtąd w kierunku na Lubowo i przed Lubowem skręcę w polną drogę do Stargardu, tą którą jechałam podczas pierwszej tegorocznej przejażdżki.

Do Żarowa jechało się ciężko przez to pieruńskie wietrzysko na otwartym polu, zaczęło w dodatku znowu kropić, ciut zmarzłam, więc szybko przestałam czegokolwiek żałować. Wyjechałam zgodnie z planem na Reymonta, więc mimo mżawki zatrzymałam się na chwilkę na Międzynarodowym Cmentarzu Wojennym, mocno zaniedbanym, ale zupełnie jeszcze nie porzuconym. O ile wiem, tzn. o ile widziałam w latach ubiegłych, o cmentarz dba wojsko.

W hołdzie żołnierzom polskim i sowieckim. © kiwi1000

Międzynarodowy Cmentarz Wojenny © kiwi1000

Międzynarodowy Cmentarz Wojenny w Stargardzie © kiwi1000

Mauzoleum żołnierzy sowieckich. © kiwi1000

Mauzoleum żołnierzy sowieckich - fragment. © kiwi1000

Zaniedbany pomnik - litery wyglądają na język jidysz. © kiwi1000

W hołdzie żołnierzom włoskim. © kiwi1000

W hołdzie żołnierzom francuskim. © kiwi1000

Fragment jednego z licznych pomników ku pamięci żołnierzy rosyjskich. © kiwi1000

Krzyże poświęcone żołnierzom polskim. © kiwi1000

Na cmentarzu tym spoczywa najwyższy rangą żołnierz walczący w II wojnie światowej, a pochowany w Stargardzie - pułkownik Ignacy Misiąg.

Pułkownik Ignacy Misiąg © kiwi1000

Rozkropiło się (rozpadało to byłoby pewnie za mocne stwierdzenie) na dobre, wróciłam do domu lekko zmoczona, ale zadowolona, że ruszyłam cztery litery ;)


W sumie to mam na co spożytkować niewykorzystany czas przeznaczony na dzisiejszą wycieczkę. Wczoraj rozkręciłam dziadkowe siodełko niemal na części pierwsze, które się już całą dobę odrdzewiają. Pomysł na zastąpienie pękniętej sprężyny jest. Resztki starej farby zmyte ze skóry, siodełko będzie jeszcze dziś zaimpregnowane i jak znajdę farbę, to i pomalowane, a części zostaną potraktowane szczotką drucianą - słowem jest ogólna wizja, postęp robót i powoli satysfakcja :)) Rower: Dane wycieczki: 22.03 km (2.00 km teren), czas: 01:20 h, avg:16.52 km/h, prędkość maks: 30.60 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po przebiśniegi do Poczernina

Niedziela, 18 marca 2012 | dodano: 18.03.2012Kategoria po okolicy
Rano, po niespełna pięciu godzinach snu (lepiej by pasowało "tłuczenia się"), wstałam bez euforii, jakoś tak zniechęcona, czując, że cały dzień będzie "pod górkę". Gdyby nie to, że do południa zrobiło się ładnie i szkoda mi było dnia, to pewnie nigdzie bym nie pojechała. Tym bardziej byłoby szkoda, że od kilku dni zakładałam krótką przejażdżkę na dziś.

Właściwie to niejako zmobilizowała mnie mama, która chciała skorzystać z wolnej niedzieli i przywieźć sobie kępę przebiśniegów do posadzenia na działce. Ale po jej pierwszej tego roku jeździe z obu kół zupełnie zeszło powietrze. Kompletnie się nie znając zaczęłam od najprostszej rzeczy - wentyl. Wyjęłam jeden, potem drugi i wyglądało na to, że rzeczywiście nadają się tylko do reanimacji. Po wymianie pojawiło się "pod górkę" - okazało się, że kompresorem kół nie napompuję, bo nie ma odpowiedniej końcówki. Więc niestety mięśniom ramion zafundowałam solidny trening siłowy, czyli pompowanie rozklekotaną pompką ręczną od składaka...

Jak już się rozgrzałam i okazało się, że powietrze z kół nie schodzi, to stwierdziłam, że skoro nie mam co robić i nic mi się nie chce, to przynajmniej zabiorę się z mamą. Do nas dołączyła jeszcze ciotka, więc na starcie wiadomo było, że wycieczka będzie babsko-wlokąca :))

DDR-kiem do Żarowa, Lubowo, Rogowo, Poczernin. Gdzieś między Rogowem a Poczerninem za plecami usłyszałam dialog:

Ciotka: Ty, a co ona tak zasuwa?
Mama: A niech pędzi jak chce, my sobie pojedziemy swoim tempem.
Ciotka: Masz rację, to już nie te lata...

Zaskoczona od razu zerknęłam na licznik i zaniemówiłam... 12,5 km/h, a reszta peletonu sto metrów za mną, poczułam się jak "koks" ;))) Ale dla obu pań to dopiero druga wycieczka tego roku, więc może się jeszcze rozkręcą? Przy okazji przyznam poniekąd rację tym, którzy nie lubią za bardzo "spowalniaczy" - za szybko niekoniecznie dobrze, ale za wolno jeszcze bardziej męcząco...

W Poczerninie około półtoragodzinna przerwa. Kupiłam w miejscowym sklepiku batoniki, miałam też ze sobą termos z gorącą herbatką, więc panie były rade, bo same pojechały kompletnie nieprzygotowane ;)

Przy okazji zabrałam stamtąd siodełko od starej kozy. Na tym siodełku dziadek kilkadziesiąt lat temu jeździł na trasie Poczernin-Szczecin, więc jak sądzę na dłuższe dystanse może być całkiem dobre. Kilka lat przeleżało na strychu, więc jego stan obecny pozostawia wiele do życzenia. Jedna sprężyna jest pęknięta, pewnie z ekstrakcją starej, a założeniem nowej trochę roboty będzie. Ponadto co się da to wymienię, a co nie, to przynajmniej rozkręcę i odrdzewię. Zobaczymy co z tego zabytku wyjdzie w efekcie końcowym :)



W drodze powrotnej, która przebiegała dokładnie tą samą trasą, mocno się starałam jechać obok pań i pogawędzić trochę, ale było bardzo ciężko utrzymać ich prędkość, a każde przyspieszenie do 12 km/h kończyło się tym, że znowu zostawały w tyle. Ot takie z nas dziś niedzielne rowerzystki były :))

Wyjeżdżając licznik wskazywał 15 stopni C., z powrotem już tylko 7. W Lubowie zaczęło kropić i tak sobie kropiło niemrawo aż do Stargardu. A teraz grzmi i błyska się wiosennie :) Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 26.87 km (0.00 km teren), czas: 02:13 h, avg:12.12 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

A miało być tak... krótko

Czwartek, 15 marca 2012 | dodano: 15.03.2012Kategoria ja i natura, po mieście, po okolicy
Jakoś się tak ostatnio złożyło, że jak była piękna pogoda (jak choćby w zeszły weekend), to ja nie mogłam pojeździć, a jak jest brzydko i pochmurno, to mam czasu pod dostatkiem i wszystko inne "pasi". Postanowiłam w końcu nie zwracać uwagi na niesprzyjające warunki pogodowe i mimo, że wciąż unikam jazdy w taki dzień jak dziś, to jednak... ciągnie na siodełko :) Miało być króciutko, ledwie kilka kilometrów po mieście, tak aby pupa sobie przypomniała co ją przez najbliższe miesiące czeka ;) Ruszyłam w kierunku Wiejskiej i Nowowiejskiej, zobaczyć czy szare kotki siedzą już na drzewie. Tak, chodzi o bazie ;) Kotki są, ale postanowiłam jeszcze darować im życie i póki co nie kisić ich w wazonie.

Na końcu Nowowiejskiej stanęłam przed pierwszym tego dnia dylematem. Chciałam jeszcze podskoczyć na cmentarz, posprawdzać czy w ostatnim czasie nie było tam czasem wandali. Mogłam się wrócić do obwodnicy i pojechać znaną sobie drogą, aaaale... Całkiem niedaleko majaczyły mi domki na Pyrzyckim. Pomyślałam sobie, że jakoś mogę wycieczkę skrócić i skoczyć Niepodległości i Różaną wprost na Spokojną, niemal pod bramę cmentarza. Tak stojąc na poboczu i dumając, zauważyłam przed sobą "miejscowego" w gumiakach, zasuwającego rowerkiem "na szagę", mocno zarośniętą polną dróżką w kierunku, w którym i ja chciałam jechać. Myślę sobie "miejscowy, pewnie wie gdzie jedzie". No i wiedział - okazał się pospolitym wędkarzem zmierzającym wprost nad Inę :))

Ina, a w tle zabudowania os. Pyrzyckiego... przepłynąć? ;) © kiwi1000

Wycofałam się, postanowiłam jechać dalej z nurtem kończącej się Nowowiejskiej.
Nic to, że być może 5/6 mieszkańców Stargardu zna te okolice, dla mnie wszystko nowe, więc poczułam radość odkryć w stylu i z rozmachem Kolumba. I tu coś, co się na motto życiowe nadaje i co przy okazji kieruję do człowieka, który wiem, że tu zajrzy ;)

Nie ma takiej drogi, z której (gdy już raz ją obiorę) zawrócę :>

Przejechałam przez solidny mostek na Krąpieli...

Drewniany mosteczek (nie) ugina się ;) © kiwi1000

Popedałowałam błotnistą i zapomnianą dróżką, aż dojechałam do malutkiego i samotnego domeczku, stojącego przy ścianie niewielkiego lasku. W tym domeczku mieszkał sobie spokojnie (?) starszy mężczyzna, który to właśnie postanowił przewietrzyć swojego dwukołowego rumaka ;) Na pytanie "Panie, gdzie dojadę tą drogą?" rzekł zasępiając się przy obliczeniach, że za jakieś 4 kilometry polno-błotnej drogi powinnam trafić na rozjazd Tychowo-Witkowo. Nie dodał, że ta droga będzie baaardzo polna, a w zasadzie w dużej mierze to nawet nie będzie droga, tylko trawa na brzegu rzeki albo slalom między kretowinami :)) Ale za to nie pomylił się w obliczeniach ani o jotę! Ach ci miejscowi...

Pojechałam więc według wskazówek po błotku, "zwalniając" tylko w okolicach dość gęsto rozmieszczonych wędkarzy, by jak wędkarz wędkarzowi zadać sakramentalne pytanie "coś bierze?" :) Potem droga wiodła pod mostem S10-tki, dalej wałem, polem, później po jakichś płytach, aż w końcu trafiłam na most, po którym WRESZCIE mogłam przeprawić się przez Inę.

Wał przeciwpowodziowy - jedyne suche miejsce na tym odcinku © kiwi1000

Piramidy w Gizie? :))) © kiwi1000

Daleko od szosy ;) © kiwi1000

Ciekawy most na Inie © kiwi1000

Kręta rzeka widziana z mostu ;) © kiwi1000

Stamtąd przejazdem kolejowym do znanych sobie zabudowań Agrofirmy Witkowo i na jakąś cywilizowaną drogę. W Witkowie trafiłam na DDR, nawet nie wiedziałam, że taka droga tam została wybudowana, z elegancką równiutką nawierzchnią. Witkowo Pierwsze, Witkowo Drugie, znak na Stargard i czemu byłam wciąż przekonana, że wyjadę na Niepodległości? Wyjechałam natomiast wprost na Cukrownię w Kluczewie...

Silos-Kolos © kiwi1000

Stamtąd trochę szosą, trochę kolejnym przyjemnym DDR-em przez ronda, dalej obok Pyrzyckiego i drugi dylemat - jechać asfaletem czy zastosować skrót przy działkach na Giżynku? Wygrał - rzecz jasna - skrót i szybciutko znalazłam się w Parku Sztywnych ;)) Tam kilka obowiązkowych punktów, między innymi poniższy:

Chwała poległym... © kiwi1000

Wyjechałam na ulicę Przedwiośnie (całkiem sensownie, bo do wiosny widać jeszcze kawałek...), śmignęłam obok Białych Koszar, gdzie trafiłam na swojego ulubionego dawnego wojskowego pediatrę, który akurat z pracy wychodził (spotkanie miłe, bo po wielu latach :))) i najbliższą trasą dojechałam do ronda przy Tesco, skąd przez osiedle Chopina doturlałam się do domku.

Ogólnie fajnie się jeździło, choć zimno, choć przewidując krótszą trasę bidon i termos zostały na półce. Po DDR-ach 22-26 km/h, polami w tempie wyścigowego ślimaka ;) Tylko co z tym wiatrem, co nieustannie dmie, chłoszcze i świszcze za uchem?

Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 32.31 km (5.00 km teren), czas: 02:26 h, avg:13.28 km/h, prędkość maks: 28.80 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Storpedowane plany i JW 3132

Poniedziałek, 5 marca 2012 | dodano: 05.03.2012Kategoria po okolicy, bojowo
Ewidentnie nagromadziło się trochę negatywnej energii, a że pogoda śliczna, to postanowiłam się przejechać i energię przynajmniej częściowo rozładować. Wprawdzie w sobotę skręciłam nogę i cały wczorajszy dzień przekuśtykałam na jednym odnóżu, ale intensywna kuracja żelowa sprawiła, że dziś było w miarę dobrze i bezpiecznie.

Nastawiona bardzo bojowo, jako cel wyznaczyłam sobie JW 3132, zlokalizowaną przy Miedwiu. Plan był ambitniejszy, ale po kolei...

Wyruszyłam jakoś wczesnym popołudniem, celowo, by temperatura powietrza była największa, a słoneczko najcieplejsze. Od razu dotarło do mnie, że strasznie wieje, niezależnie od tego którędy jadę. Postanowiłam sobie skrócić drogę przez miasto, ale to się wiązało z górkami, pod które podjazd przy wietrze był uciążliwy. Cóż, trudno, siły są. Wyjechałam na rondzie przy Tesco, dalej prościutko i szybciutko jak na mnie (na liczniku miałam przez większą część tej trasy 25.3-25.7 km/h) dojechałam do Morzyczyna. Później jeszcze kawałek i skręt na Jęczydół. I tu się zaczęły schody, a raczej "ścieżki nieopisane".

Polna droga za Jęczydołem. © kiwi1000


Przekroczyłam płot dawnej jednostki wojskowej i dojechałam do rozstaju dróg. Nie zabrałam ze sobą mapy, więc tyle co zdążyłam zapamiętać w domu i z grubsza orientować się w którym kierunku jechać dalej. Tylko że tak: niektóre z dróg na rozjeździe były mniej rozjeżdżone, a niektóre bardziej. To powinien być dla mnie jasny sygnał ;) Pojechałam tą najbardziej rozjeżdżoną i tak trafiłam na... strzelnicę garnizonową :)))

Przy stanowiskach strzeleckich... © kiwi1000


Strzelnica jest oczywiście opuszczona, teren doskonały do zabaw paintballowych, czego dowodem były porozrzucane dookoła kulki :) Wiedziałam, że zabawię tam dłużej, więc najpierw już pieszo skierowałam się na stanowiska strzeleckie, żeby zobaczyć z czego tu strzelano. Niestety nie znalazłam nic, wszystko zarośnięte trawą, bez łopatki nie było szans. Myślę sobie "nie no, nie jadę dalej, póki nie rozejrzę się dokładniej" ;) Pomaszerowałam w stronę wału, który musiał być kiedyś kulochwytem i oczywiście nawet nie musiałam za bardzo grzebać w ziemi, żeby znaleźć pociski. W kiepskim stanie, ale było ich mnóstwo i dwojakiego rodzaju. Analizę tego co znalazłam zrobię już na własny użytek ;)

Strzelnica w pełnej krasie ;) © kiwi1000

Schron © kiwi1000

Wokół strzelnicy... © kiwi1000

Znalezione pociski ;) © kiwi1000

Teren zabaw paintballowych... :) © kiwi1000

...i polowań na czarownice ;)) © kiwi1000


Po zmarudzeniu około 40 minut na miejscu, pojechałam mniej rozjeżdżoną drogą i to był błąd, bo dotarłam do aktualnej bramy i płotu jednostki. Oczywiście drut kolczasty, tabliczki. Nic to, zawróciłam, przeprowadziłam rower przez strzelnicę, przedarłam się przez chaszcze i wyszłam na pole. Ponieważ zupełnie nie wiedziałam co robić dalej, odpaliłam mapę w telefonie (chciałam tego uniknąć, bo rozładowana bateria prawie zdychała :D), i stwierdziłam, że bezpieczniej dojechać polami do Bielkowa, a stamtąd ruszyć do wrót JW 3132.

Tereny dla mnie nowe, nigdy się tam nie zapuszczałam, przemknęłam przez Bielkowo, trochę bruku, trochę płyt i zajechałam pod jednostkę. Akurat na przystanku zebrała się kilkunastoosobowa grupka panów, pytających czy zabiorę się z nimi autobusem :))) A ja miałam inne plany...

Chciałam (od początku zakładając, że "jak się uda i nic na siłę") obejrzeć sobie ruiny poniemieckiej torpedowni na Miedwiu. Ale przylegają one do jednostki... Research internetowy mówił mi, że lepiej nie próbować przedzierać się na siłę, bo teren jest dość dobrze chroniony, a o przepustce od komendanta można sobie pomarzyć. Rozejrzałam się - raz, że była ta grupka pilnie obserwujących każdy mój ruch panów, dwa, że na wypatrzonych ścieżkach odchodzących od jednostki (tych, które według mapy doprowadziły by mnie na brzeg jeziora) były charakterystyczne żółte tabliczki krzyczące "TEREN WOJSKOWY WSTĘP WZBRONIONY", trzy, że trochę zmarzłam, bo mocno wiało... postanowiłam nie kusić losu i grzecznie zawrócić, na wszelki wypadek nie robiąc nawet zdjęć. Torpedownia (będąca idealną metaforą mojego stanu ducha), poszła się szczekać. Ale niczego nie przekreślam, odkładam na później. Zrobię dokładniejszy plan i kiedyś to miejsce sobie obejrzę... tak czy inaczej :)

Przez Bielkowo popedałowałam do Kobylanki, a stamtąd już przyjemna, wietrzna i słoneczna droga do domu :)

Kobylanko żegnaj ;) © kiwi1000


Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 38.20 km (4.10 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 31.80 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Kontemplacyjno-medytacyjnie

Czwartek, 1 marca 2012 | dodano: 01.03.2012Kategoria po okolicy, ja i natura
A tak się zarzekałam! Miałam nie wsiadać na rower aż temperatura na zewnątrz zbliży się co najmniej do średniej styczniowej dla Egiptu ;) Ale konsekwentna nie zawsze jestem - w końcu uczę się tego od najlepszych... :>

Tak więc od kilku dni planowałam wypadzik, trochę z potrzeby duchowej, trochę z obowiązku (o czym dalej). Miałam wybrać się wczoraj, lecz wiecznie jakiś natłok spraw odciągających, więc padło na dziś. Rano pogoda nie zachęcała, ale jak tak czytam sobie od dłuższego czasu relacje bs-owiczów o wycieczkach po pas w śniegu, to sobie myślę: co? burość za oknem będzie mnie zniechęcać?! Ubrałam się (jak się okazało chyba pierwszy raz w życiu odpowiednio do czynności), zeszłam do piwnicy i pierwsza kicha: rower na zimę został porozkręcany... Trochę zajęło mi poskładanie wszystkiego do przysłowiowej "kupy" ;), po raz pierwszy w życiu sama napompowałam opony, gdyż tym się męska część rodziny zwykle zajmowała (jednakże na naukę nigdy nie jest za późno!), w miejscu bidonu zamontowałam termos z herbatą i ruszyłam w drogę.

Założona przeze mnie trasa miała przebiegać przez Klępino, Lubowo, Rogowo, Poczernin, Sowno, Smogolice, Żarowo i stamtąd do Stargardu. Przy zjeździe na Klępino natrafiłam na znak ślepej uliczki, ale zaintrygowana postanowiłam sprawdzić co jest grane. Tak sobie myślę, że znak wprowadza w błąd, bo spokojnie można przedostać się do Klępina amfibią lub Monster Truckiem :)))

Przeprawa promowa do Klępina :)) © kiwi1000

Dziwnym trafem licznik nie działał, nie spojrzałam przed wyjazdem na zegarek (nie mam jeszcze odruchów ;)), ale podziwiając majaczące w oddali zabudowania Klępina, usłyszałam kościelne dzwony wzywające na mszę, co uzmysłowiło mi, że jest punkt południe. Trasę należało zmodyfikować troszkę, a że nie znam okolicy, to było to dość ryzykowne przedsięwzięcie, mogące skończyć się powrotami lub błądzeniem. Na "czuja" wróciłam się kawałek i ruszyłam w stronę (jak mi się słusznie wydawało) Żarowa. Droga początkowo utwardzona, nie powiem "asfaltowa", bo to tak dziurawe było, że asfaltem musiało się zwać za Mieszka I. Potem coś co chyba powinnam zaliczyć do kategorii "teren".



Najbardziej rozjeżdżone przy dzikich wysypiskach... © kiwi1000

Przeprawa wodna dla rowerów ;) © kiwi1000


Ostatnie kilkaset metrów tej drogi to walka o utrzymanie równowagi (i nie przedziurawienie opon) na wąziutkim pasku trawy, między okresowym jeziorkiem, a zawalonym ogrodzeniem, zbrojonym drutem kolczastym :)) Lubowo blisko, nareszcie.



Z Lubowa normalną drogą, ujętą na mapach ;) do Rogowa. Potem ulubiony odcinek tej trasy - z jednej strony las, z drugiej pola, na których o każdej porze roku można wypatrzyć sarenki, jeden samochód na godzinę. To był taki pół-cel wycieczki, choć tędy się zdecydowanie przyjemniej śmiga wiosną i latem. Lubię ten odcinek, dobrze się tu zbiera myśli, jeśli czasem jest coś do gruntowniejszego przemyślenia. A było.



Dotarłam do Poczernina. Od początku zakładałam tu dłuższy postój, toteż zabrałam z domu klucze do włości ;) Miałam w planie wykonać tam małą robotę (to ten "obowiązek"), ale że okazała się wykonaną, to wykorzystałam wolną chwilę na oddech i wypicie termosowo-metalicznej herbatki w cywilizowany sposób - przy białym obrusie - oraz na posilenie się znalezionym (minimum 3 letnim) cukierkiem miętowym ;)) Ubłocona trochę, ale do tej pory sucha, przemoczyłam buty na trawiastym podwórku. Długo nie myśląc zmieniłam skarpetki na zostawione tam swoje, sprzed kilkunastu lat, dodatkowo owijając wokół nóg woreczki foliowe :D Skarpetki pełniły też dodatkową funkcję - były czerwone, więc wyraźnie zwiększyły moją widoczność na drodze ;))

Kościół parafialny w Poczerninie © kiwi1000



Po popasie, albo powrót, albo jeszcze kawałek dalej. Wybrałam opcję "dalej", żeby rozruszać się po zimie.



Po drodze dość znane "centrum opętanych" ;), czyli ośrodek, gdzie urzęduje ksiądz egzorcysta. Na ów ośrodek zaadaptowano zabudowania młyna wodnego. Nie zajeżdżałam bliżej, żeby kogoś nie podkusiło we mnie diabła szukać :)))



Polną drogą dojechałam do ściany lasu, tam trzy drogi do wyboru:
1. Krótka, pod górkę, częściowo wybrakowana (wybrukowana rzecz jasna, ale bruk miejscami rozkradli :))
2. Średniej długości, prosta, do "autostrady", czyli drogi oznaczonej numerkiem 142
3. Długo przez las (ale dzięki temu krócej 142-ką), najwięcej błota i wrażeń :))
Wybrałam wariant trzeci i się nie zawiodłam - błoto było, umykające w popłochu sarny też.

Przyjemna droga leśna za Poczerninem © kiwi1000


Dojechałam do wiaduktu, stamtąd 100-200 metrów po "jumbach" do "drogi" na Sowno. A oto "droga", albo jak kto woli kpina:



Nie zazdroszczę domostwom przy rozlewiskach...



A tu już nic ciekawego... Wśród pędzących samochodów, nudna droga prosto na Stargard. Przy skręcie na Poczernin zatrzymałam się na chwilkę na wykończenie termosa ;) Później Smogolice i te górki, których chciałam uniknąć najlepiej w ogóle, a przynajmniej w jedną stronę. Potem Żarowo i całkiem przyzwoita i stosunkowo nowa ścieżka dla rowerów. Co ciekawe jak tylko ją wybudowali i ktoś odważny chciał się nią przejechać, to wracał pewnie z guzami na głowie - co kilkadziesiąt metrów, mniej lub bardziej po środku pasa ruchu dla rowerów stał wmurowany jakiś znak :)) Teraz znaki są przeniesione na bok, ale niespodzianki w postaci nierówno uciętych i wystających ponad powierzchnię ścieżki słupów pozostały. Jak rozumiem na pamiątkę głupoty projektującyh i budujących :)))

Dalej najbezpieczniejszy odcinek, przyjemna nawierzchnia trasy rowerowej z prawdziwego zdarzenia, Żarowo-Stargard. Ścieżką zasuwają rowerzyści, ale i kijkarzy dziś mijałam, i rolkarzy również. Biegnie ona w dużej części przy nasypie torowiska kolejki wąskotorowej, która dawniej dowoziła robotników z okolicy do pracy, albo dzieciaki na wycieczki. Teraz od dawna nieczynna i częściowo zdemontowana przez złomiarzy, ma być podobno rewitalizowana i udostępniona przynajmniej odcinkowo dla turystów. Słuchy takie chodzą, wzmianki w prasie lokalnej też się pojawiają coraz częściej. Byłoby miło - podobna kolejka sezonowo jeżdżąca w Sochaczewie radzi sobie dobrze, czasem jak pamiętam był nawet problem ze znalezieniem wolnych miejsc w niektórych terminach :)

Ścieżka Żarowo-Stargard © kiwi1000


STARGARD! Przetrwałam, ostatnią jazdę zaliczając na początku listopada ur., więc czuję się niczym po zaliczonej wielkiej misji na przetrwanie ;) Już planuję następne trasy, raaaany, jak to diabelstwo wciąga...

Na koniec...

Dla kogo ta ścieżka? ;) © kiwi1000


Rower:Debex/Flashbike Jaguar Dane wycieczki: 31.60 km (4.65 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)